Robienie zapasów leży w naszej naturze, człowiek ma potrzebę gromadzenia i zbierania. Zapasy na zimę: dżemy, kompoty, ogórki, zaprawy, dawniej niezbędne, żeby przetrwać, dzisiaj dla niektórych przyjemne przyzwyczajenie, a nawet hobby. Do stworzenia tej pracy zainspirowali mnie moi nieżyjący już Dziadkowie, którzy pochodzili z Wołynia. Podczas wojny w jednej chwili stracili wszystko, co posiadali, zostawiając swoje domy, ale wciąż mając nadzieję na powrót. Do końca życia robili zapasy cukru, ziemniaków, mąki, przechowywali je na przykład w wersalce, która zastępowała funkcję, jaką pierwotnie pełniła spiżarnia czy duża piwnica. Blok mieszkalny był takich miejsc pozbawiony, stąd wykorzystanie do tej roli mebli i pomieszczeń o innej funkcji. W ich rodzinnych domach i ogólnie dawniej, nie tylko w czasie wojny, gospodarstwa domowe funkcjonowały inaczej. Jedzenie było czymś, co "produkowało się w domu od podstaw". Moja Babcia sama przez długi czas robiła makaron, mimo że można było go kupić w sklepach. Ale robienie zapasów było także związane z życiem w PRL-u (jeżeli coś akurat w sklepie było, trzeba było kupować "na zapas"). Na pozór takie gromadzenie może wydawać się śmieszne czy dziwaczne. Dla mnie zawsze było oczywiste, że w każdym momencie mogę kupić kilogram ziemniaków na obiad, Dziadkowie woleli kupić 50 kilogramów na całą zimę. Myślę, że nie było to tylko przyzwyczajenie z przeszłości, ale coś co dawało im poczucie bezpieczeństwa, bo mając zapasy nic złego przytrafić się nie może – przetrwamy..., chociaż doświadczenie wojenne i życie w PRL-u powinny może prowadzić do innych wniosków. W tym kontekście robienie zapasów nabiera głębszego sensu. To coś więcej niż tylko zaspokojenie potrzeb ciała, ale czynność dająca poczucie bezpieczeństwa, ukojenia, nadziei.